,

TAKIEGO ROKU SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM

W roku liturgicznym, który dziś kończymy, w moim życiu wydarzyło się bardzo wiele. Może nawet za wiele… Przygotowania do bierzmowania, pierwsze w życiu egzaminy, nowa szkoła…

Jednak najmocniejsze było to, co wydarzyło się na samym początku roku… Gdy tylko rozpoczął się Adwent, pod koniec ubiegłego listopada, straciłam bardzo ważną dla mnie osobę… Bóg powołał do Siebie mojego Dziadka…

Przez cały rok, w każdy możliwie luźny weekend, jeździłam z rodzicami na cmentarz oddalony od naszego domu
o kilkadziesiąt kilometrów. Ciężko było mi się pogodzić z tym, że już się więcej nie spotkam z kimś, kogo tak mocno pokochałam i kto zawsze był przy mnie…

Podczas jednej z wizyt na cmentarzu dotarło do mnie bardzo mocno, że to nie koniec, że przecież zobaczę się
z Dziadkiem w niebie! Od tamtego momentu każda cięższą sytuację przedstawiałam Dziadkowi w modlitwie, prosiłam go
o wsparcie i jestem głęboko przekonana, że Dziadek „z góry” pomagał mi rozwiązać problem.

W ostatnim roku dojrzałam do tego stopnia, że… bardzo lubię odwiedzać cmentarze, spacerować po nich, modlić się, odmawiać różaniec… Szczególnie wtedy, kiedy już zajdzie słońce – wieczorami, gdy pięknie błyszczą płonące znicze i dają tak ogromne światło.

I od tego roku cmentarz nie jest już dla mnie miejscem strasznym – a tak myślałam w dzieciństwie. Kiedyś nie rozumiałam, po co tak naprawdę się chodzi na cmentarz. Teraz wiem, że to wielki znak pamięci o zmarłych – chwila, gdy okazujemy im wielką miłość. Ale i tak najważniejsza w tym wszystkim jest modlitwa, aby mogli być na zawsze w niebie.

Zuzia Cichoń

do góry